Łączna liczba wyświetleń

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 6 " Nie mam na to czasu."

Hejjo wszystkim :*.
Postanowiłam zmienić styl pisania, zobaczyłam go u Szklanki Mleka i bardzo dobrze mi się to czytało, więc wezmę z niej przykład. Po drugie bardzo dziękuję za nominacje do Liebster Award.  Obiecuję, że niedługo pojawią się odpowiedzi i ciekawostki o mnie, jednak stwierdziłam, że rozdział bardziej was ucieszy ;D Już nie przedłużam. Łapajcie i pamiętajcie! Im więcej komentarzy, tym większa wena!

Z punktu widzenia Belli:

Usiadłam z Edwardem z tyłu jego samochodu. Obok nas leżał mężczyzna, inny wampir. Bałam się. Szczerze się bałam. Jeszcze Stefan najdelikatniej jak potrafił położył martwą czarownicę na kocu, w bagażniku. Dokładnie ją za ffjbezpieczył, aby nie wypadła i usiadł na miejscu kierowcy. Było mi go żal. W trakcie drogi opowiedział nam w wielki skrócie cdo się tutaj wydarzyło. Naprawdę nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim sądzić. Wtuliłam się w ukochanego i patrzyłam na środkowe lusterko we wnętrzu samochodu. Oczy Salvatore były jednocześnie pełne smutku, a jednocześnie świadczyły o wielkiej stracie.
- Co teraz? - spytałam dość głośno, głos mi się trząsł i był inny niż zawsze.
- Jedziemy do mojego...domu. Tam coś wykombinuję, porozmawiać z Carlishe. A może...
- A może co? - wtrącił się Edward.
- Muszę znaleźć czarownicę, która mogłaby połączyć się ze światem duchów. I chyba wiem kto może się nadać.
- Kto? - zapytałam troszkę zirytowana tym niedoinformowaniem.
- Diana. - W tym samym czasie nasz kierowca przez uchylone drzwi machnął ręką do Jasper'a. Ten ruch skojarzył mi się z początkiem problemów. Słońca na niebie nie było widać, jakby wszystko nam sprzyjało.

Z punktu widzenia Stefana:

Zatrzymałem się przed podjazdem, moim starym miejscem parkingowym. Postanowiłem o niczym nie myśleć. Teraz muszę mieć trzeźwy umysł, a moimi...przemyśleniami zajmę się wieczorem. Tak. Teraz nie ma na to czasu...Powiodłem wzrokiem po ulicy, aby sprawdzić czy nikt nas nie obserwuje.
- Edward, weź Damon'a, a ja wyciągnę Bonnie. - otworzyłem bagażnik i ostrożnie wyciągnął ciało, które jeszcze trochę i zacznie się rozkładać. Ruszyłem ku drzwi i za pomocą łokcia nacisnąłem klamkę. O dziwo dom był otwarty. Spojrzałem na pozostałych i automatycznie wszedłem do domu. Ułożyłem czarownicę na kanapie i wyciągnąłem telefon, wybierając numer Caroline. Podczas czekania, aż odbierze powiedziałem do reszty.
- Połóżcie ich na podłogę. - to mówiąc zwróciłem się do Carlishe, który niósł Elenę oraz Edwarda.
- Caroline! Hej...potrzebuję twojej pomocy. Możesz porozmawiać z Klausem o wiedźmie Dianie? On na pewno będzie wiedział, gdzie teraz jest. Z góry dziękuję. - rozłączyłem się nie czekając na odpowiedź. Musiałem się sprężać. W wampirzym tempie przyniosłem woreczek z krwią dla mojego brata i ostrożnie go nią poiłem. Na mnie o dziwo nie oddziaływał żaden jej zapach...
- Dobrze. Chcę wam serdecznie podziękować za pomoc. Teraz pozwólcie, ale muszę zając się naszymi dziewczynami. Rozsiądźcie się. Za pięć minut wracam. A! Jeśli mój brat się obudzi zanim zdążę wrócić to próbujcie go utrzymać w jednym miejscu.- wziąłem Bonnie i Gilbert'ównę na ramiona pozostawiając gości w małym szoku. Czy nie zrobiłem tego trochę w stylu Damon'a? Zostawiłem ich tak bez wyjaśnienia...Zeszedłem do piwnicy i wrzuciłem Elenę do "sali tortur". Natomiast Bonnie ułożyłem w trumnie po pierwotnych. Teraz cieszyłem się, że jej nie zabrali. Zamknąłem wieko i wróciłem na górę.
- Stefan! Stefan co się dzieję?! Ja tu już w drodze do Nowego Orleanu....miałeś szczęście, że się musieliśmy wrócić! - na swoich barkach poczułem ciężar Caroline. Za nią stał Klaus. Jak to?! Oni jechali razem na wakacje?!
-  Caroline...usiądź.  - czułem na sobie oczy wszystkich zebranych, Cullen'owie byli szczególnie cicho, ani jednego słowa. Atmosfera nie była zbyt dobra. Wszyscy razem usiedliśmy na kanapach, ja zabrałem głos.
- Wyjechałam stąd, aby zatopić się w smutku do Forks. Tam spotkałem nową rasę wampirów. Oto oni - wskazałem daną rodzinę. Pierwotny nerwowo na nich spoglądał - Też mają wytężone zmysły, są szybsi i silniejsi. Są dwie zasadnicze różnice. Możemy ich zahipnotyzować, a oni...świecą na słońcu. Przyjechaliśmy tutaj, ponieważ Alice zobaczyła, jak niejaka Victoria bawi się Damon'em i Eleną. I...i teraz jesteśmy tutaj.
- Nie mamy złych zamiarów. Chcemy tylko złapać Victorie. Musimy się z nią rozliczyć.  - dopowiedział Carlishe.
- Ale to nie koniec złych informacji. Caroline...Elena wyłączyła uczucia.
- CO?! ZNOWU?! NO NIE  TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA! - zaczęła nerwowo chodzić po pokoju, zauważyłem, że jeden z jej loków się rozprostował.  Klaus uśmiechnął się pod nosem, maślanym wzrokiem wpatrując się w blondynę.
- Wszystko ładnie pięknie, ale nie sądzisz, że jest nas tutaj ciut za dużo? - odezwał się Klaus.
- Posłuchaj, Esme i Jasper przyjechali tutaj tylko na ten jeden dzień, więc dzisiaj wieczorem odjadą. Zostanie tylko Edward, Bella, Carlishe i Alice.
- Bella? - pierwotny pociągnął nosem. - Przecież jest człowiekiem.
- Klaus...nie teraz. Jest jeszcze jedna rzecz. - ruszyłem w stronę Caroline powoli mówiąc
- Kiedy unieruchomiłem Elenę zauważyłem jedną rzecz...bardzo mi przykro - oczy mi się zakszliły. Przez jeden, malutki moment straciłem głos.
- O co chodzi Stefan? - spytała zdezorientowana blondynka
- Zauważyłem...nie. - złapałem ją za ramiona i skinąłem na pierwotnego.
- Bonnie nie żyje.


Z punktu widzenia Caroline:

Jak to nie żyje? Zapomniałam o tych całych Cullen'ach. Moja przyjaciółka...ona nie żyje. Ale...ale. Jak to możliwe? Przecież miała być na wakacjach...odepchnęłam ramiona Stefana, poszarpałam włosy, zaczęłam krzyczeć. Ona była dla mnie jak siostra, siostra której nigdy nie miałam. Teraz jej nie ma. Ukucnęłam i łzy leciały mi strumieniem. To ona zawsze mi pomagała, to ona słuchałą moich wywodów, to ona była moją pierwszą przyjaciółką. Zobaczyłam Klausa, spojrzał mi w oczy. Odpłynęłam.

Z punktu widzenia Klausa:

Wraz ze Stefanem zaniosłem Caroline do pokoju. Oczywiście najpierw ją zahipnotyzowałem, aby się uspokoiła i szybko usnęła. Delikatnie położyliśmy ją na łóżku.
- Stefan...co tutaj się dzieję? Nic nie rozumiem.
- Naprawdę nie mam sił teraz tego wyjaśniać. Elena ma wyłączone uczucia, Bonnie nie żyje, znalazłem jakąś nową rasę wampirów, a do tego ta cała Victoria...
- Czy ci Cullen'owie mogą być dla nas groźni? - spytałem, musiałem być pewny, że nikt nie może mi zagrozić.
- Nie. - odpowiedział krótko i obrócił się w stronę wyjścia, mówiąc jeszcze " Zawołaj mnie jak się obudzi.". Usiadłem koło mojej ukochanej i pogładziłem jej twarz. Była śliczna nawet teraz. Złożyłem delikatny pocałunek na jej policzku, delektując się każdą chwilą, każdą sekundą. Nie interesowało mnie to, co się dzieje na dole mieszkania. Interesowała mnie moja luba. Interesowały mnie jej emocje.
- Kocham cię. - wyszeptałem.


Z punktu widzenia Damon'a:
Obudziłem się z obolałym karkiem, leżąc na podłodze i dodatkowo wszyscy się na mnie zaczęli gapić.
- Yyy macie bourbon? - dopiero po chwili zorientował się jakie palnął głupstwo.
- Gdzie Elena? - spojrzał na swojego brata, ten nie patrząc na niego odpowiedział " W piwnicy". Naprawdę nie mam teraz ochoty z nim rozmawiać, wstałem i ruszyłem w wyznaczonym kierunku. Kątem oka przyjrzałem się nowej rodzinne. Zapewne są zdziwieni, że nikt się nimi nie interesuje. Ale cóż, nie mam na to czasu. Podszedłem do krat wbudowanych w drzwi. Byłem pewny, że za chwilę się obudzi. I miałem racje. Dosłownie sekundę po tym jak jej się zacząłem przyglądać otworzyła swoje śliczne oczy. I przypomniałem sobie, dlaczego tutaj jest. Wyłączyła uczucia. Znowu. Nie dopilnowałem jej. Dałem plamę.
- Heloł bejbe. Znowu narozrabiałaś. -  wstała i podbiegłą do drzwi.
- Och, jakoś nie chcę cię widzieć. Zostałeś pokonany przez rudą kobietę. Naprawdę? To ty obiecałeś, że nigdy nie stanie mi się krzywda? Wiesz, nawet tobie nie współczuje. Jest mi żal siebie, że tak dałam się wymanewrować.
- Też cię kocham słonko! - odwróciłem się na pięcie i wróciłem na górę. Jazda zapowiada się taka sama jak po śmierci Jeremy'ego.

Z punktu widzenia Edwarda:

Siedziałem jak debil, tak jak debil. Wokół każdy albo płakał, albo rozpaczał, albo wrzeszczał w niebogłosy. Można się załamać. Pierwszy raz od dawien dawna straciłem poczucie kontroli. Nie wiedziałem co się dzieję, tylko siedziałem i wtulałem się w moją Bellę. W międzyczasie czytałem innym w myślach. Carlishe jak zwykle był opanowany, ze spokojem oglądał sytuacje i rozważał wszystkie możliwe opcje ratunku. Jasper i Alice zajęli się sobą, nie zwracając uwagi na to co się dzieje wokół. Aż ode chciało mi się zaglądać w ich mózgi. Tylko Esme przejęła się całym tym koszmarem. Rozmyślałem o tym co się tutaj wyprawia. A ja? Współczułem Stefanowi sytuacji w jakiej się znalazł. Śmierć, wyłączone uczucia, a do tego jeszcze dziewczyna między braćmi. Salvatore i Klaus poszli zanieść blondynkę do pokoju i właściwie teraz była grobowa cisza. Jakbym nie mógł być teraz w Forks i cieszyć się swoim szczęściem. Szczęściem...wtedy sobie przypomniałem dlaczego się tutaj znajduję. Victoria. Ze schodów wynurzył się ten brunet, który po dość smutnej rozmowie z ukochaną wrócił do nas, aby opanować sytuację.
- Edward Cullen. - Wstałem podałem mu rękę na początek znajomości.
- Damon Salvatore, jestem przystojniejszą i lepszą wersją Stefana. - przez chwilę oboje próbowaliśmy sprawić sobie nawzajem ból, który miał kierować do pokazania grymasu na twarzy. On się jednak nie poddał, a ja...a ja nadzwyczajnie nie chciałem się już dłużej w to bawić.
- Czy to jest twoja dziewczyna? - spytał szczerząc się od ucha do ucha. Nerwowo przysunąłem się do niej bliżej, wyczuwając niebezpieczeństwo.
- Tak, to jest Bella. A dlaczego pytasz?
- A widzisz...jest człowiekiem. Elena też była kiedyś człowiekiem i zobacz jak skończyła...po raz drugi wyłączyła uczucia i perfidnie mnie obraziła. A ja i tak ją dalej kocham. Twoja  ukochana i tak prędzej czy później będzie musiała przejść przemianę.
- Do czego zmierzasz? - nie wiem dlaczego, nie mogłem odczytać jego myśli. Nie wiedziałem co chce zrobić i dlatego przyszykowałem się do obrony Belli, która właśnie wstała i stanęła za moimi plecami, bacznie przyglądając się Damon'owi.
- Och...nie lepiej byłoby, gdyby zamieniła się w moją rasę wampira?
- NIE! - ryknąłem nie poznając samego siebie. Nie wyobrażam jej sobie w takiej postaci, nigdy i przenigdy. Jeśli ma zamienić się w potwora, będzie taka jak ja.
- Edward! Spokojnie. - pocałowała mnie w policzek i zrobiła krok w przód, tak aby móc dokładnie spojrzeć w oczy Salvatore.
- Po pierwsze, ciesz się, że Cullen'owie znoszą twoje towarzystwo. Po drugie - tutaj spojrzała już na wszystkich zgromadzonych - będę tym, kim będę pragnąć, aby zostać. Po trzecie, nie porównuj mnie do Eleny. Nawet mnie nie znasz.  Teraz, jeśli pozwolicie chcę wam przedstawić koncepcję mojego planu. Esme i Jasper za chwilę stąd wyjadą. Stefan i Damon dokładnie nam wytłumaczą co tutaj tak praktycznie się dzieję. Następnie podejmiemy kolejne kroki. Zgadzacie się? - spytała Cullen'ów.

Z punktu widzenia Damon'a:

Ta mała mnie wnerwia, że niby jeśli ta zgraja innej rasy wampirów się zgadza, to ja też muszę?
- A co jeśli twój plan mi się nie podoba? - zapytałem z przekąsem
- W takim razie...- zbliżyła się do mnie. Jej chłopak już chciał zrobić to samo, jednak dziewczyna tylko zakazała mu palcem, a on posłusznie ustał w miejscu. Czy Elena też tak mną podrygiwała? Zauważyłem zaniepokojonego brata, który schodził po schodach. Czyżby wiedział, co chcę zrobić? Jego usta zaczęły układać się do krzyknięcia " Nie!".Teraz zaczął się rozpędzać. Jednak był za daleko i nikt nie zdążył zorientować się w sytuacji. Złapałem Bellę za ramiona i jej plecy przysunąłem do mojej klatki piersiowej. Jej ręce zakleszczyłem, aby nie mogła mi się wyrwać.
- Jeden krok, a skręcę jej kark. - zwróciłem się do towarzystwa, widząc, że już chcą się na mnie rzucić. Edward pałał złością i nienawiścią do mnie.
- Teraz będzie na moich warunkach. Po pierwsze się nie ruszajcie. - wszyscy stali i nerwowo na siebie patrzyli, nikt, nigdy nie przejrzy mojego planu.
- Po drugie - nakłułem sobie nadgarstek i włożyłem go do ust dziewczyny.
- PRZESTAŃ! - krzyknęły trzy osoby jednocześnie. Edward, ten blondyn o przygładzonych włosach i mój brat.
- Czym ci ona zawiniła?! Damon! To nie ich wina, że Elena wyłączyła uczucia! Nie zawsze z powodu jakiegoś kłopotu musi pojawiać się ofiara! - głos brat wpadał jednym uchem, a wypadał drugie.  Bella zaczęła się wiercić, nie chciała pić. Zatkałem jej nos, straciła dopływ tlenu i posłusznie zaczęła sączyć krew z mojej ręki. Edward nie wytrzymał, zrobił pierwszy krok i po chwili już trzymał dziewczynę w dłoniach. Jednak ja byłem szybszy i teraz z uśmieszkiem patrzyłem na wszystkie twarze.

Z punktu widzenia Stefana:


Nie wierzę, po prostu nie wierzę. On skręcił jej kark. Bella zostanie wampirem. Podbiegłem do dziewczyny i Edward'a. Mężczyzna był wściekły, gdyby nie to, że nie chciał zostawić ukochanej, właśnie teraz zabijałby mojego brata. Prawdopodobnie pomógłbym mu.
- Alice, Jasper, Esme! Łapcie tego drania! - wykrzyknął, w tym samym czasie Damon wybiegł, a za nim wskazane osoby. Cullen położył Bellę na kanapie. Nic oprócz niej go nie interesowało, rozumiałem go. Sam byłem w tej sytuacji. Nie uratowałem Eleny z tonącego samochodu...on jej teraz też nie uratował.
- Carlishe! Ratuj ją! Carlishe! - Edward krzyczał jak opętany, nie chciał uwierzyć w to co widział. Jednak jego przybrany ojciec zrozumiał co się stało. Położył dłoń na ramieniu syna i wyszeptał ze współczuciem.
- Edwardzie...już nic nie mogę zrobić.
- Co on jej zrobił Stefanie?! - potrzepał mną, jakby chciał usłyszeć to z moich ust.
- On ją zmienił w wampira.



Taaak, wiem. Trochę chaotycznie to wyszło :/. Jednak mam nadzieję, że dotrwaliście do końca i że skomentujecie to, co tutaj wyklepałam ;)

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 5 " Wracamy do punktu wyjścia"

Na wstępie chcę serdecznie podziękować za...1000 WEJŚĆ!!! Obiecałam sobie, że zrobię wtedy screena, ale się spóźniłam :/.  A teraz zapraszam na kolejny rozdział, który mam nadzieję, że was zadowoli ;)

Damon zdezorientowany tym, że Elena jeszcze nie wróciła skierował się do tymczasowego domu młodego Gilbert'a. Przez nie planowane poszukiwania zapomniał wziąć swojej skórzanej, czarnej kurtki. Postanowił zadzwonić jeszcze raz do dziewczyny. W czasie odsłuchiwania jej poczty głosowej przypomniał sobie, jak jeszcze przed chwilą był szczęśliwy. Teoretycznie, gdyby miał jeszcze 5 minut spokoju zamawiałby pokój na Karaibach. Zaczął się bać. Gdy ostatnio Elena nie odbierała od niego telefonów wyłączyła uczucia. Wzdrygnął się na tą myśl. Zazwyczaj zgrywał opanowanego twardziela, jednak w środku czuł się jak marionetka sterowana przez Gilbert'ównę.
- Jeremy! - krzyknął po wejściu do domu Donovan'a. Siedemnastolatek zszedł ze schodów z przerażeniem na twarzy. Damon wiedział, że coś jest nie tak.
- Widziałeś się z Eleną w ciągu tej godziny? - nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Złapał młodzieńca za koszulę i przygniótł go do ściany.
- Co - żeś - narobił? - powiedział akcentując każdy wyraz. Czuł jak jego twarz się zmieniła, wiedział że jego ofiara jest na werbenie, dlatego musiał go wystraszyć.
- Damon! Nie ma czasu abyś mi groził...Elena...ona...ona dowiedziała się o śmierci Bonnie. - Salvatore puścił chłopaka i zamyślił się. Moja kruszyna i czarownica nie żyje?! Jak to się stało?! I dlaczego ja nic nie wiem?!
- Gdzie?  - zapytał cicho i chrapliwie. Czuł jak robi się czerwony na twarzy. Chwileczkę, czy wampiry mogą się zaczerwienić? Nie, nie mogą.
- Pod szkołą. - Krótka odpowiedź wystarczyła, wampir znikł sprzed oczu Jeremy'ego i najszybciej jak potrafił biegł do wskazanego budynku. Nie myślał o niczym. Skupiał się na swoim celu. Wyłączył swój umysł.


***


Caroline siedziała w samolocie. Czuła się niezręcznie i nie mogła odważyć się spojrzeć Klaus'owi w oczy. Udało mu się namówić ją na wypad do Nowego Orleanu. Czyż ty zgłupiałaś?! Bija się z myślami. Z jednej strony bała się go, a z drugiej...coś...coś do nieokreślenia ją do niego pociągało. Podniosła głowę do góry i wzięła kieliszek szampana do ręki. Niby nisko procentowe, a potrzebowała tego.
- Miałem nie pytać, ale muszę wiedzieć. Dlaczego zmieniłaś zdanie? Przecież jestem...jak to kiedy ujęłaś, "potworem". - zapadła niezręczna cisza, dziewczyna błądziła paznokciem po krawędzi kieliszka.
- Ponieważ...ponieważ muszę zacząć żyć.
- Aha. - mruknął i zniknął gdzieś za zasłonkami.

***

-Elena! - krzyczał Damon. Miał wątpliwości co do tej metody, ale nic innego nie przychodziło mu w tej chwili na myśl. Zbiegł po schodach i...zwolnił widząc wyssane z krwi ciało jakiegoś gościa oraz martwą dziewczynę.
-Bonnie...przepraszam. - powiedział głosem pełnym współczucia i zaczął wodzić wzrokiem po piwnicy. Odwrócił się gwałtownie po usłyszeniu kroków. Ujrzał kobietę. Był pewny, że jest wampirem.
- Ojoj, coś długo zajęło ci znalezienie ukochanej. Od czterech godzin tutaj czekam. - zaśmiała się głośno.
- Kim jes-s..- urwał, kiedy dostrzegł Elenę. Obojętny wyraz twarzy, wzrok pełen pogardy i uśmieszek...w wampirzym tempie ruszył w jej kierunku, jednak został brutalnie odrzucony przez tajemniczą kobietę.
- Jej nie odzyskasz - zaśmiała się chrapliwie, widząc jak Salvatore bez skutecznie próbuje dotrzeć do Eleny. Za każdym razem odpychała go jednym pociągnięciem ręki.
- Ktoś tutaj nie napił się krwi...Niech cię nie obchodzi kim jestem. Martw się swoją ukochaną bez uczuć. Do widzenia! - krzyknęła i na pożegnanie wbiła drewniany kołek w brzuch mężczyzny. Czuł się nie tyle co zraniony, co zdegustowany. Po policzku poleciała mu kropla. Był pewny, że to pot. Po prostu pot. Nie miał siły. W jego głowie pojawiła się myśl " Od kiedy ja jestem taki słaby?" Szatynka szła ku niemu.
- Biedny, mały Damon. Znowu zraniony przez miłość...- ukucnęła przy nim. Przez jedną, mini sekundę patrzyli sobie prosto w oczy. Salvatore miał nadzieję, że wtedy włączyła uczucia. Nic się takiego nie stało. Dziewczyna, wyjęła patyk z ciała swego chłopaka i po chwili wbiła go trzy centymetry wyżej.  Ofiara głośno zasyczała i swoim wyrazem twarzy pytała " Dlaczego?"
- Och, musisz zrozumieć, że już nie musisz mnie ratować. NIE jestem już tą samą osobą, jestem WAMPIREM. Chcę zacząć żyć, a żeby to zrobić muszę się od ciebie uwolnić. Tak, muszę się od ciebie uwolnić. Także od twojego brata, który gdzieś poniknął... - Damon słuchał tego monologu z grymasem bólu na twarzy i próbą ciągłego wyjęcia kołka z brzucha oraz z niesamowitym żalem, niedowierzeniem i smutkiem.
- Po tym co przeżyłem, abym mógł z tobą być ty chcesz tak po prostu odejść? - wysapał z trudem, Elena wyjęła kołek i patrzyła z pogardą jak mężczyzna sapie, próbując złapać oddech.
- Tak. Pożegnaj się za mnie ze wszystkimi...do nie zobaczenia.
- J-a...- zamilkł. Nie miał siły mówić. Nie miał siły jej gonić. Pozwolił jej odejść.
- Chwilę mnie nie ma, a ty wyłączasz uczucia? Damon, miałeś się nią opiekować! - Znał ten głos. Podniósł głowę i widział jak 7 nowych wampirów...oraz nową, całkowicie człowieczą dziewczynę.
- What the...- przerwał. Ktoś trzymał Elenę, aby nie uciekła, ktoś się do niego szyderczo uśmiechał, ktoś skręcił mu kark.


***

Wczoraj wieczorem


- Rosalie i Emmet wyjechali na Karaiby...wrócą za tydzień. - oznajmiła Alice swojej rodzinie, Stefanowi i Belli.
- I jest jeszcze coś...Carlishe?
- Sądzimy, że powinniśmy jechać do Mystic Falls. - Salvatore wstał z kanapy i założył dłonie za kark.
- Ale...po co wy tam?
- Po pierwsze chcemy poznać więcej wampirów z twego gatunku, a po drugie...są wakacje!  - Alice przyłożyła dłoń do ramienia Stefana, to miał być uspokajający gest, ale...dziewczyna zamknęła oczy, widziała coś, czego nikt się nie spodziewał.
- Edward, tłumacz. - powiedział Carlishe
- Wampirzyca rani wampira, boleśnie rozmawiają. Przewija się ruda dziewczyna, ale jest to nie wyraźny obraz...chwilę...to Victoria! Idziemy do samochodów, już! Za chwilę wyjaśnię. - Wszyscy pobiegli w stronę garażu i wręcz z zawrotną prędkością.
- Stefan, Edward, Bella i Carlishe jedzie jednym, a reszta wsiada do drugiego! - ktoś wydawał polecenia, Salvatore nie wiedział co się dzieje, jednak wolał spokojnie się wszystkiego dowiedzieć w drodze. Po chwili wszyscy siedzieli w miejscach pasażerów.
- Dobra, mówić mi o co chodzi z tym całym zamieszaniem.
- Chodzi o to, że w twoim mieście jest nasz wróg, który chce zabić Belle. Musimy ją złapać. - Odpowiedział Edward, był gotów zrobić wszystko aby ochronić ukochaną.
W moim mieście? To już nie jest moje miasto. Miałem stamtąd uciec, a teraz wszystko zaczyna się od początku. Znowu.
- O której musimy tam dojechać?
- Po południu.

***
- STEFAN! Puszczaj mnie! - Elena wyrywała się z jego objęć. A przynajmniej próbowała. Kopała, wierzgała, gryzła. On jednak jej nie puścił ani na chwilę. Nie wiedział co się z nią stało. Przecież nie dawno wyjechał..., a ona? Jak to możliwe, że wyłączyła uczucia? Znowu? Popatrzył po piwnicy. Martwy mężczyzna, skręcony kark Damon'a przez Jaspera i tuląca się para Belli i Edwarda. Carlishe i Esme pilnują wejścia. Wtedy kątem oka zauważył coś, czego się przenigdy nie spodziewał. Bonnie. Martwa Bonnie. Oczy nadeszły mu łzami, jednak szybko się opanował.
- Ktoś jeszcze wie, że nie żyje? - spytał szatynkę.
- Jeremy. - parsknęła i splunęła mu w twarz. Stefan skręcił jej kark. Wszyscy zdziwieni patrzyli na ten obrazek.
- Weźcie ją i Damon'a do samochodu, ja zajmę się resztą i za chwilę do was dołączę. - Bella byłą blada jak ściana, reszta tylko pokiwała głowami. Poczekał, aż ostatnia osoba wyszła i pociągnął martwego mężczyznę do najciemniejszego kąta jaki znalazł. Natomiast czarownice wziął delikatnie na ręce i także zaniósł do auta. Bez żadnych zbędnych słów usiadł za kierownicą i kierował się do swojej posiadłości. Dziękował Bogu, że Cullen'owie mają przyciemniane szyby.




poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 4 " My się zmieniamy"

Aww. Przepraszam, że tyle czekaliście. Jednak miałam wesele i jakoś nie zdążyłam napisać przed nim tej notki. Jednak mam nadzieję, że wam się spodoba :3 Chce tylko powiedziec, ze mimo iz nie zostawiam czasami komentarzy na waszym blogu, to zawsze je czytam! Tylko ze mnie len jest :P


Stefan za namową Alice napisał sms-a do brata o treści " Chroń Elenę, jest w niebezpieczeństwie, nie odpowiadaj na tą wiadomość." Nie chciał tego robić, planował już nigdy nie wracać do Mystic Falls, planował nie wplątywać się już w życie Damon'a. Dzięki uprzejmości Cullen'ów właśnie odpoczywał na jedynym łóżku w całym ich domie. Wyjaśnili sobie najważniejsze rzeczy oraz to, co różni ich rasy. W swojej głowie miał do nich przygotowane już milion pytań, jednak na dzisiaj miał już dosyć. Chciał odpocząć. Po chwili zasnął.

***

Bella siedziała na swoim łóżku i czekała na ukochanego, który pobiegł po picie do kuchni. Dziewczyna zaczęła rozmyślać o Stefanie. Skąd on się "wziął"? Czy jest bezpieczny? Jak dużo jest takich jak on?
- Coś się stało? - Edward włożył do jej ręki sok jabłkowy, jej ulubiony.
- Nie, nic. Chociaż...
- Nie chociaż, mów prosto z mostu. Chodzi o tego nowego? Salvatore?
- Tia... Coś mi w nim nie pasuje.
- Kochanie, wiesz że umiem czytać w myślach? - uśmiechnął się zadziornie, w międzyczasie Bella upijała picie małymi łykami. Odłożyła kubek na miejsce i usiadła na kolanach mężczyzny.
- Oj ty, tak nie wolno! - zaczęła się z nim przekomarzać, jednak po chwili dodała - ale opowiadaj, co usłyszałeś?
- Oj ty, co taka ciekawska? A tak na poważnie to on kogoś kocha, bardzo mocno, tak jak ja ciebie. Z tego co zrozumiałem to myśli tylko o tym, dlaczego jego owa ukochana wybrała jego brata. - Swan złapała Edwarda za rękę.
- To smutne...
- Ale co ty tak się przejmujesz? To nie nasza sprawa.
- Niby tak, ale...zmień mniej.
- Ty znowu o tym! Nie. Nie teraz. - widać było, jak Cullen się wnerwił. Pocałował dziewczynę w czoło i wyskoczył przez okno.
- Znowu uciekasz! Wracaj tu! - krzyczała Bella, jednak chłopaka już nie było...

***
Następnego dnia

Damon obudził się u boku ukochanej i słuchaj jak cichutko pochrumkowała. Przygładził jej włosy i odwrócił się na drugi bok. Wyciągnął rękę w stronę szafki nocnej, na której leżał telefon. Przejrzał wiadomości i jedna przykułą jego uwagę. Stefan. Szybko otworzył sms-a i przeczytał jego zawartość. Co to znaczy " Elena jest w niebezpieczeństwie"? Starszy Salvatore już chciał dzwonić do brata, jednak się powstrzymał. Nie chciał z nim rozmawiać, jeszcze nie teraz. Szybkim ruchem usunął ową wiadomość.
- Nad czym tak myślisz kotku? - Elena opatuliła szyję mężczyzny ramionami, ostatnia noc była w jej oczach niesamowita. Pełna charakteru i miłości. Czuła się niesamowicie.
- Nad naszymi wakacjami. Gdzie wyjeżdżamy?
- Gdziekolwiek, byle razem.
- Karaiby?
- Mi pasuje. - Gilbert'ówna rzuciła się ponownie na łóżko, włożyła ręce pod poduszkę i patrzyła na Damon'a. Spojrzała mu głęboko w oczy i wtedy coś jej się przypomniało.
- Bonnie! Jedziemy odwiedzić Bonnie!
- Jedziemy...na wieś?
- Tak! Wiejskie powietrze zrobi nam dobrze, ptaki i ta niesamowita atmosfera...- W oczach dziewczyny było widać wielkie podekscytowanie, na myśl o spotkaniu ze swoją przyjaciółką zapominała o wszystkim innym.
- Jak tam chcesz. Idę wszystko przygotować i za godzinę wyjeżdżamy.
- Już dziś?! - uniosła się Elena, nie była przygotowana na tak szybki wyjazd.
- Przecie musimy jechać jeszcze na Karaiby - Damon uśmiechnął się szarmancko i zniknął za drzwiami.

***

Stefan został brutalnie obudzony przez Jaspera.
- Hej! Młody! Musimy sprawdzić nasze umiejętności! - usłyszał krzyk z kuchni i powolnie wstawał z łóżka. Po chwili znalazł się w łazience, gdzie ogarnął poranną toaletę i zaczesał włosy.
- Okej, jestem gotowy. Co chcecie zrobić? - Salvatore zauważył, że w domu jest bardzo mało ludzi. Kątem oka dojrzał tylko Esme, Carlishe i Jaspera. Nikogo więcej.
- Chcielibyśmy porównać naszą siłę i szybkość. Ale najpierw...możemy porozmawiać i dopowiedzieć parę rzeczy na osobności? - odezwała się głowa rodziny Cullen'ów.
- Oczywiście, przejdziemy się do lasu? - odpowiedział Salvatore
- Doskonały pomysł.
W kompletnej ciszy ruszyli ku pobliskiego zatłoczenia drzew. Nawet ptaki przestały śpiewać, tak jakby zastanawiały się, co się zaraz stanie.
- Stefan, posłuchaj. Jak wiesz jestem głową rodziny i troszczę się o jej bezpieczeństwo. Dlatego muszę wiedzieć. Nie krzywdzisz ludzi? - niby proste pytanie, na które można odpowiedzieć tak lub nie. Salvatore jednak potrzebował dłuższej chwili na zastanowienie. Znał rodzinę Cullen;ów dopiero jeden dzień, czy mógł im zaufać?
- Żebym mógł odpowiedzieć ci na to pytanie, muszę opowiedzieć ci moją historię. Oczywiście bardzo ją skrócę, aby cię nie zanudzać. Wraz z bratem zostałem przemieniony przez niejaką Katherinę Perce. Jako człowiek byłem grzeczny i uporządkowany, jednak gdy stałem się wampirem zamieniłem się w potwora. Bawiłem się dziewczynami, hipnotyzowałem je, a później mordowałem. Wyłączyłem uczucia. Dostałem przydomek Rozpruwacza. Żądza krwi przejęła mnie całkowicie. Brat ode mnie odszedł, zostałem sam. Wtedy odnalazła mnie Lexi. Niesamowita kobieta... - Stefan wziął oddech, w którym przypomniał sobie jej postać, uśmiechnął się w duchu. - Sprawiła, że chciałem żyć. Walczyła o mnie, robiła wszystko, abym znowu włączył uczucia i...udało jej się.
- Chwilę chwilę, o co chodzi z tymi emocjami? - przerwał mu Carlishe
- Aaa, wy tego nie umiecie? My potrafimy się nimi bawić, jednak im później one powrócą tym bardziej czujemy się nimi przytłoczeni. One potrafią doprowadzić na skraj wytrzymania. Ten żal, smutek, złość na samego siebie.  Gdybym nie miał u swego boku Lexi nie wytrzymałbym. Ona przy mnie był i robiła wszystko, abym nie wrócił do starych nawyków. Przeszedłem na zwierzęcą krew. I po latach katorgi mogłem bez trudu znajdować się wśród ludzi. Jednak dwa lata temu...powróciła moja zła postać. Skrzywdziłem moją ukochaną i nawet nie tłumaczę się tym, że byłem zahipnotyzowany. Po prostu znowu zabijałem i wtedy w przywróceniu emocji pomogła mi...Ele...tyle ci starczy. Nie krzywdzę ludzi.
- Hmm...wiesz, że mogłeś powiedzieć tylko nie? - Zaśmiał się rozmówca i poklepał Stefana po ramieniu.
- A co się właściwie stało z Lexi?
- Nie żyje, mój brat ją zabił. - zapadła niezręczna cisza
- Musimy porównywać te nasze umiejętności? Nie możemy uznać, że są...na równi? - powiedział nagle Stefan. Nie uśmiechało mu się dzisiaj ćwiczyć.
- Jak, chcesz. My cię do niczego nie zmuszamy, wracamy? - propozycja została przyjęta i oboje, w wampirzym tempie wrócili do domu.

***

Elena znajdowała się w pokoju Jeremy'ego. Po kilkudziesięciu nieodebranych połączeń do Bonnie zrezygnowana przyjechała do brata. Chciała spytać się, czy wie co się z nią dzieje.
- Hejo, braciszku?! - krzyknęła. Właściwie nie musiała się już kryć z jego istnieniem. Praktycznie mógł zacząć już chodzić po mieście. Jednak na razie wolał pozostać w zaciszu, odpocząć.
- Hej - przywitał się z siostrą.
- Wiesz co się dzieję z Bonnie?
- Z Bonnie? A co ma się dziać? - odpowiedział troszkę zakłopotany
- Nie odpowiada na wiadomości, a mamy zamiar do niej jechać
- NIE! - wykrzyknął
- Co to znaczy nie?
- Nie możecie do niej jechać.
- Niby dlaczego?
- Eleno...ona nie...ona nie
- Co ona nie?! - podeszła do brata bliżej, nie była pewna czego zaraz się dowie
- Eleno...ona nie żyje.

***

Kobieta stała przy drodze, czekała na jakiś smakowity kąsek. Poprawiła swoje rude włosy i zatrzymała przejeżdżający samochód. Nachyliła się do kierowcy i jej oczy ujrzały młodzieńca, który zapewne udawał się na wakacje. Była pewna, że na pewno smakowałby świetnie, jednak wiedziała, że musi spełnić się w innej misji.
- Pojedziesz do szkoły, nic nikomu nie będziesz mówić, zejdziesz do podziemni. Po drodze boleśnie się zranisz, krew będzie leciała z twojej szyi. Ty będziesz biegł. - powiedziała patrząc mu prosto w oczy, po chwili znikła.

*** 15 minut później

Gilbert'ówna siedziała w podziemnych korytarzach szkoły, w rękach trzymała bezwładne i zniszczone ciało swojej przyjaciółki, płakała. Była zrozpaczony. Nie zastanawiała się, dlaczego Jeremy milczał. Myślała dlaczego jej nie uratowała, w końcu jako wampir miała mieć większe możliwości. Dlaczego więc jej się nie udało?! Nagle usłyszała odgłosy stąpających stóp. No tak, przecież pootwierała wszystkie drzwi na oścież. Ktoś od razu tutaj przyleciał sprawdzić co się stało. Ciągle płacząc wzięła na ręcę martwe ciało i schowała się w małym korytarzyku. Chciała się ukryć i przeczekać. Jednak to co się po chwili stało nie była w stanie przewidzieć. Poczuła krew, człowieczą krew. Ktoś był bardzo ranny. Elena porzuciła ciało Bonnie i rzuciła się na chłopca. Czuła jak jej ciałem przechodzą dreszcze, ciepła krew rozchodzi się po jej organizmie. Wampirzyca była w siódmym niebie. Doszczętnie wyniszczyła ciało młodzieńca. Po chwili ekstazy chciała rzucić się ku ucieczce, nie wiedziała dlaczego to zrobiła. Ona...zabiła go! Próbowała mu pomóc, dawała mu swoją krew. Nic nie pomagało. Przed jej oczyma pojawiła się kobieta, o długich, rudych włosach.
- Ojoj, cóż się stało? Troszkę za dużo się wypiło? Mogę to naprawić...- Elena patrzyła na nią jak na bóstwo, spadła jej z nieba.
- Błągam, ja....ja nie chciałam! Ja zobaczyłam martwą przyjaciółkę...o Boże! Bonnie! - rzuciła się w jej kierunku. Nie wiedziała już co ma robić.
- Pomogę ci.
- Jak? Potrafisz ich przywrócić do życia? - spytała z nadzieją.
- Nie, ale ty możesz sama sobie pomóc. - kobieta podeszła do klęczącej szatynki  i wpatrzyła się w jej oczy. Hipnotyzując ją.
- Wyłącz uczucia


wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 3 " Dlaczego to zawsze chodzi o miłość?!"

Takie mini ogłoszenie:
. Zastrzegam, że niedługo wszyscy...powyruszają w podróż. W końcu mają wakacje! ;D. Będzie Delena, pojawi się nowa postać oraz...nowy złoczyńca. A, no i tak. Niedługo stworzę zakładkę " Bohaterzy", na razie jednak mam to tylko w planach...;)
I mam jeszcze takie jedno, małe pytanko. Chcecie Silas'a czy wymyślone "zło"?

Rozdział 3

Stefan spojrzał na krwawiącą dziewczynę, czuł jak jego twarz zmienia się w to, co tak nienawidzi. Mimo, że tak nie dawno jadł poczuł głód, a wręcz pragnienie krwi. Zamknął oczy, wręcz odłączył się od całego zgiełku, który panował wokół. Nie chciał widzieć, jak Edward zabiera Bellę na górę, jak próbują uspokoić Jasper'a, jak bacznie się mu przypatrują. Po prostu przymknął powieki i usiadł na kanapie. Wiedział, co musi teraz zrobić. Przypomniał sobie postać Lexi, jej blond włosy, uśmiech, oczy. I to co w niej uwielbiał, charakter. Mimo, że nie żyła, wiedział co by powiedziała. Spędził z nią wystarczająco dużo czasu. To ona pokazała mu, że można żyć inaczej, to ona wmawiała mu, że miłość istnieje. To ona wyprowadziła go na prostą drogę. " Stefan, weź się w garść!" Skarcił się w myślach i otworzył oczy. Zauważył, że wszyscy się na niego wpatrują. Oczywiście oprócz Belli i Edwarda. Carlishe siedział przed nim, był zdenerwowany, jednak nie chciał tego okazywać. Chwila niezręcznej ciszy. Stefan wyostrzył swój zmysł i próbował usłyszeć rozmowę zakochanych. Z tego co zrozumiał to...nie rozmawiali, bynajmniej nic nie był w stanie dosłyszeć.
- Nie patrzcie się tak na mnie. Nie jestem do końca...syty, więc mogę mieć pociąg do ludzkiej krwi. Cieszcie się, że to mnie spotkaliście, bo inaczej wasza Bella byłaby już martwa.
- Co to znaczy " cieszcie się, że to mnie spotkaliście?" - zapytał Emmet.
- To znaczy, że jestem jednym z nielicznych, którzy nie piją ludzkiej krwi. Głównie z powodu tego, że...bardzo mocno na mnie oddziałuje. Ja...ja nie chcę być potworem. -  Nagle dosłyszał przyciszony głos Edwarda " Jeszcze zostańmy na górze, poczekamy, aż sobie pójdzie"
- Możecie zejść! - krzyknął. Bacznie przyglądał się schodzącej parze, bardzo przypominali mu siebie i Elene. Przez chwili świat się dla niego zatrzymał, zamiast Beli widział Gilbert'ównę. Skarcił się w myślach, " Ona wybrała! Nic nie zmienisz! Jesteś dla niej nikim. Skup się na sobie!". Podziękował cichemu głosikowi w swojej głowie. Nagle wszyscy usłyszeli odgłos szkła, które właśnie spadało na ziemię. Stefan przyszykował się do obrony, jednak nic go nie zaatakowało. Spojrzał w stronę, gdzie jak mu się zdawało dosłyszał dźwięk. Dopiero po chwili zorientował się, że to Alice upuściła wazon. W jego głowie zrodziły się dwa pytania. Co się stało? I dlaczego nie zauważył, że ona trzyma coś w ręce? Automatycznie zrobił pierwszy krok w jej stronę, jednak gestem dłoni został zatrzymany przez Carlishe.
- Ma wizję. - powiedział przejęty i czekał, aż dziewczyna będzie zdolna do opowiedzenia tego, co widzi. W tym czasie Edward cały czas się uśmiechał, mocno przytulił do siebie ukochaną i także czekał. Dopiero po chwili Salvatore domyślił się, że ten "laluś" widzi to samo co Alice. W końcu umiał czytać w myślach. Po chwili usłyszał, jedno, proste pytanie, które przeważyło szalę goryczy.
- Czy ty kogoś...kochasz?  - dodał ten swój dziwny uśmieszek. Gdyby nie ciekawość, dotycząca wizji, to Stefan zapewne rzuciłby się na Cullen'a..
- Możemy o tym nie rozmawiać? Dziękuję. - uciął temat. Kocha, kocha Elenę. Ponad całe swoje życie. Jednak co to da? Przecież wybrała Damon'a. Zniszczyła jego serce, które rozprysło na miliony kawałeczków. Usiadł na pobliskiej kanapie.
- Alice? - to nie był już zabawowy ton głosu Edwarda, ten zamienił się w przestraszony i zdezorientowany. Nim Salvatore się obejrzał koło niego siedziała już zgrabna i krucha dziewczyna.
- Stefan, musisz opowiedzieć nam o swojej przeszłości.
- A to niby po co? - zdenerwował się, kobieta siedząca obok niego nerwowo pocierała dłonie.
- Ja...ja ją widziałam. Dziewczynę, jakiegoś mężczyznę i ciebie. Pierwszy raz zobaczyłam...przeszłość.
- Przeszłość? - mruknął cicho Carlishe i oparł łokcie na swoich kolanach.
- My musimy iść. Wrócimy wieczorem. -  I nim ktokolwiek zdążył zaprotestować Rosalie i Emmet wybiegli z domu. Nikt nawet nie zaprzątał sobie nimi głowy. W centrum uwagi nadal był Stefan.
Dopiero teraz Stefan zorientował się, że nie ma z nimi Jaspera. Zostali w szóstkę. Esme, Alice, Bella, Carlishe, Edward i on.
- Po co wam moja historia? - wykrzyknął  
- Po to...widziałam wampira. Przynajmniej wydaje mi się, że to był wampir. On...zabijał.
- Kogo? Kogo?! - Salvatore wstał, patrzył w oczy dziewczyny, jego ton głosu nie był już taki pewny. Gardło mu drżało, wiedział kogo Alice ma na myśli.
- To nic nie znaczy, to znaczy - zaplątała się w słowach - ...moje wizję są subiektywne. Mogą się zmienić zależnie od decyzji.
- Alice! Kogo widziałaś?! - złapał ją za ramię, popatrzył w oczy, zahipnotyzował ją. Nie miał czasu na takie cackanie. Wszyscy zdziwieni możliwością hipnotyzowania, po części nawet sam Stefan, słuchali słów brunetki.
- Czarne włosy, dziewczyna, dość wysoka. A mordercą był wysoki brunet, chudy, lekki zarost.
- Ele-e - Stefan chwycił po telefon, jednak nie dzwonił do Eleny, ani do Damona. Wybierał numer Klausa. W głowie zakotłowała mu się jedna myśl "Dlaczego to zawsze chodzi o miłość?!".

***

Elena wracała do domu Salvatore'ów. Dzień, który dzisiaj spędziła z bratem był z jednej strony dziwny, a z drugiej bardzo jej potrzebny. Mimo, że dużo nie rozmawiali, to rozumieli się. Zjedli razem obiad i wspominali swoje najszczęśliwsze chwile. To był jeden z tych dni, w których oboje odpoczęli od świata paranormalnego. Szybko znalazła się na klatce schodowej, na której znajdował się...różany dywan! Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i spojrzała na uchylone drzwi. Wiedziała co się dzieje. Obiecana kolacja od Damona. Wręcz na palcach weszła do domu, chciała zaskoczyć ukochanego swoim wejściem. Jednak jak to była z Salvatore'ami trudno ich zaskoczyć i nim się spostrzegła ktoś delikatnie, a za razem namiętnie pocałował. Po chwili przyjrzała się otoczeniu. Kwiaty na podłodze, bukiety w szafkach, na szafkach i pod szafkami. Stół romantycznie przystrojony i dwie świece po środku. Jednakże nie to najbardziej zdziwiło dziewczyną, niespodzianką był strój Damona. Ubrany w elegancki garnitur i dokładnie ułożonymi włosami wziął Elenę na ręce i zaniósł na krzesło. Złapał za kieliszek czerwonego wina i usiadł po przeciwnej stronie. 
- To nie jest tak jak myślisz. - rozpoczął rozmowę
- To znaczy? Co ja myślę? - spytała trochę zdezorientowana
- To znaczy, że nie przestanę pić ludzkiej krwi.
- Ale...ale przecież ja też piję worec-z - dopiero po chwili Elena zrozumiała, do czego ukochany zmierza.
- Nie! Nie możesz zabijać! - krzyknęła, jednak dalej siedziała na krześle i próbowała wytrzymać wzrok  Damona.
- Nie zabijam, po prostu wolę świeżą krew. I nie zmienię dla ciebie moich upodobań. Kocham cię, jednak chcę zostać sobą.
- To sobie zostań...ja cię do tego nie zmuszam.
- Jak to? A nieważne. - zakończył temat i w wampirzym tempie przyniósł marynowanego indyka. Elena po obejrzeniu indyka zaczęła się śmiać.
- EJ! Młoda, o co chodzi? - powiedział z udawaną, smutną minką. Elena wykrzyczała przez śmiech " Nie wypatroszyłeś go!"

***

Klaus właśnie czekał na Caroline, która za chwilę miała przyjechać. Był bardzo szczęśliwy, wspólne wakacje z dziewczyną swoich marzeń to...niesamowite. Zaczął rozmyślać, co to się stało, że tak szybko zmieniła zdanie. Przecież nie tak dawno nie chciała go znać, a teraz?  Czeka na nich prywatny samolot, którym będą mogli latać gdziekolwiek zechcą. Tak, Klaus zahipnotyzował kogo trzeba i zapewnił sobie pełen luksus. W oddali zobaczył nadjeżdżający samochód, wyprostował się i zamachał ręką. W tej chwili zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu mrugał napis " Stefan" . Nacisnął czerwoną słuchawkę i w wampirzym tempie podbiegł otworzyć drzwi samochodu, z którego wyszła olśniewająca Caroline.


No to tyle ;D
Zapraszam do komentowania ;)

Wytłumaczenie

Bardzo przepraszam za tak wielkie opóźnienie. Jednak miałam ten tydzień bardzo pracowity i nie do końca miałam czasu na pisanie, obiecuję się poprawić! :3